fb

Czy na pewno chcesz usunąć swoje konto?

Usunąć użytkownika z listy znajomych?

Czy usunąć zaznaczone wiadomości z kosza?

Czy chcesz usunąć ten utwór?

informacje o użytkowniku

bronek z obidzy

Dołączył:2008-12-21 14:56:14

Miasto:brak

Wiek:brak

statystyki utworu

Średnia ocen: 0

Głosów: 0

Komentarzy: 0

statistics

inne teksty użytkownika

A A A

0

wieczny tułaczutwór dnia

Autor:bronek z obidzykomentarz Kategoria:Inne Dodano:2008-12-24 06:05:52Czytano:413 razy
Głosów: 0
Wieczny tułaczTo przychodziło nie wiadomo skąd, nie wiedział też kiedy, lecz słabnąca chęć do życia powoli wszechogarniająca apatia instynktownie podpowiadały mu że czas wędrówki nadchodzi. Zawsze był gotów. Górskie zbocza pomiędzy Przehybą aż po Słowacki Kieżmark, cisza zamknięta w spokoju dziewiczych lasów, woda zmącona jedynie pocałunkami spragnionych wędrowców i chełpliwym oddechem dzikiego zwierza, nieliczne bacówki rozsiane po jałowych halach z wartownymi juhasami z nadzieją i niepokojem wyglądających na przybycie tajemniczego kuriera z północy, po odejściu którego ich beztroskie życie zmieniało się diametralnie i pozostawało pytanie czy to nie był sen? a tajemniczy przybysz tworem ich wyobraźni. Tak, to była jego karma tym spokojem, ciszą, tym kawałkiem pogranicza się sycił, tu wdychał spokój, tu poił się natchnieniem do dalszej egzystencji i to wszystko także czekało na niego, otwarte, zapraszające, nie grodzące dostępu w swe najskrytsze tajemne miejsca, czekały szumiące drzewa tworzące bezpieczne parasole nad głową choć płynąc czekały strumyczki spragnione jego ust i jakże wdzięcznego słowa-pić, czekał także zwierz wszelaki ten płochy i ten płochość budzący, z razu nieufny, niewierzący jego ludzkiej chęci pojednania. Nie spał ostatniej nocy nie dał rady mu sen kojący, czekał niecierpliwie aż oznaki dnia zaczną nieśmiało błądzić po czeluściach ciemności. Trzy godziny po północy wyruszył, odprawił psa, oddanego towarzysza- póki co chciał być sam nie brał niczego ze sobą, szedł przecież do swoich nie jako intruz lecz przyjaciel proszony wysłannik cywilizacji która tam niechętnie była widziana lecz nieubłaganie postępująca i coraz bardziej widoczna. W niecałe dwie godziny później wyłonił się na Przehybie. Pomimo że słońce wstało, schronisko pogrążone było w ciszy tylko jakaś ciekawa, wystraszona twarz wyjrzała z namiotu i zadała pewnie sobie pytanie kto to? i po co? zmierza w kierunku z którego się tylko powraca, lecz on niknął już ze ścieżki wiodącej w pasmo Radziejowej. Słońce mieszając swą złocistą barwę z zielenią lasów i łąk rozłożystych powoli zbliżało się do niego, po prawej stronie widział Pieniny z trzema koronami władające przełomem Dunajca i górujące nad Szczawnicą, prosto przed nim osnute poranną mgłą majaczyły Tatry, gdy je zobaczył przystanął, zadumał się, znał bowiem ich wielką tajemnicę o której innym nawet w snach nie mogła się objawić, żachnął się czy aby nie skierować swych kroków w stronę Giewontu. Nie tym razem, jeszcze czas, niech śpią, westchnął i gwałtownie skręcił w dół ku Słowacji. W dole na rozstaju dróg czekał przydrożny świątek Antoni, wieczna ucieczka dla zagubionych, powiernik i przewodnik wiecznego tułacza, przywitawszy go znakiem krzyża usiadł ciężko na kamieniu u jego stóp i patrzył karcącym wzrokiem nie na niego, wszak jakby śmiał na zrujnowana przydrożną świątynię jego patrzył, zaschnięte badyle czegoś co nazywało się kwiatem z wywróconym wazonem, nadgryzioną zębem czasu rzeźbę świętego mchem obrosłą, pochyloną do rychłego upadku, niedbale do kamiennej opoki przytwierdzoną, wyprostował upadłą postać Antoniego, pieczołowicie otulił nowymi kamieniami, napełnił wazon wodą do którego po krótkim namyśle wstawił pęk dorodnych kłosów dojrzałego owsa rosnącego podle drogi, potrwali chwile w grobowym milczeniu rozumiejąc się bez słów, obiecał że przypomni ludziom o jego istnieniu, pożegnał jak powitał i skierował ku osadzie. Umorusane zbieranymi borówkami dzieci z wrzaskiem rzuciły się do ucieczki wystraszone jego nagłym najściem i pochowały się za obszernymi zapaskami matek, które zaniepokojone zaczęły krzyczeć i przywoływać swych mężów i braci zajętych koszeniem znieruchomiały śmiercionośne kosy w ich rękach a oni sami zbili w gromadę jakby w jedności szukając swojej mocy która emanowała z sylwetki tajemnego przybysza, tym bardziej ze ich psy wartowne potrafiące rozszarpać groźnego intruza teraz jak jeden łasiły się u jego nóg skomląc cicho. Na widok jego podniesionej ręki wyrażającej gest przyjaźni ich kosiska jak na komendę uniosły się w górę, ostrzami jednak w dół co znaczyło-witaj! Wysłali jednego ze swoich aby spytał przybysza kto zacz, dokąd zmierza i zaprosił do nich, ten jednak przywitawszy się położył mu rękę na ramieniu i chwile coś prawił, wysłannik ze spuszczoną głową stał skulony by w końcu szybkim krokiem powrócić do swoich. Wędrowiec raz jeszcze skinął im ręką odwrócił się i odszedł , widział jednak jak w pożegnalnym geście kosiarze odsłonili swe spocone głowy i poczęli machać kapeluszami na pomyślność dalszej drogi. Szerokim łukiem minął Litmanową i choć czarna pani zdmuchnęła ostatnie promyki dnia i czernią napełniła jego całego, nawet dusza poczuła ten mrok. On szedł nie błądził, błądziły jednak myśli w jego głowie przetwarzane czernią i goryczą duszy, zastanawiał się dlaczego dla otoczenia włącznie z przyrodą postrzegany jest jako zwiastun dobrej nowiny, jako negocjator w niekończącym się procesie dobra ze złem, jako powiernik ludzkich nieszczęść, on który sam niemało nieszczęść przysporzył, wiele zła uczynił, gardził słabymi, dziś uświadomił sobie iż jakże sam jest słabym jak czarny jeszcze charakter jego promyka jasnego dobra łaknie, wiedział że to co czyni jest właśnie początkiem jego pokuty za złe występki a wieczna tułaczka zadośćuczynieniem za grzechy jego własne, tok jego myśli przerwało żałosne wycie wilka któremu po chwili odpowiedziało waleczne szczekanie wartownych owczarów z pobliskiej bacówki. U góry czterech juhasów poderwało się na nogi słysząc wycie widząc jednak że owczary wyczuły intruza powrócili do ogniska i na powrót zatopili się w myślach. Nie łatwym było ich życie w ciągłej tułaczce po górskich halach, w ciągłej pogoni za późną jesienią kiedy im dane będzie wrócić do swoich chałup i za marny zarobek skromnie żyjąc prze wegetować zimę by z wiosną jak co roku powrócić pod bacowskie skrzydła. Proste z natury ich życie takoż proste kreowało w nich myśli w szczególności tyczące problemów codziennych obowiązków i pieczy nad powierzonym stadem zbłąkanych owieczek. Samotnicy, pustelnicy prawie, łaknęli i pragnęli jednak gwaru wielkiego świata, zachodzili czasem do nich zbłąkani wędrowcy którzy opowiadali im o technikach i ulepszeniach dzisiejszego życia, pragnęli szerszego towarzystwa, kusiły rozrywki, swawole dostępne w wielkich miastach, lecz też obawiali się tego wszystkiego pomni słowom tajemnego wielkiego tułacza który kiedyś zaszedł do nich a może się im tylko wyśnił? lecz skąd te słowa? prostym i łatwym z pozoru jest wasze życie lecz czyż żyjecie tylko dla siebie? czyż nie pomagacie sobie wzajem? nie troszczycie się o swoje zbłąkane stado? nie łaknijcie całego świata w którym jest mało miejsca na ciszę i spokój, gdzie wirtualne łącza tworzą bezuczuciowe galaktyki ludzkich numerów, gdzie brzęk pieniądza zagłusza bicie człowieczych serc a serca biedne odizolowane w szklanych pancerzach próżno łomocą aby im otworzono i uwolniono w poszukiwaniu swoich, tu macie swój świat i jesteście potrzebni na tym skrawku górskich zboczy tu są wasze obowiązki i problemy, nie szukajcie za dużo znajomych bo póki macie serca, to im więcej będziecie mieć przyjaciół tym więcej problemów i bólu, bo kochając i czując, wszystko co ich boli po części przejdzie na was Myśleli o nim często, czy był? czy przyjdzie jeszcze? A on szedł, jak ten mityczny Argus którego pięćdziesiąt ze stu oczu zawsze było otwarte, lecz tamtemu nawet to nie pomogło, wszak czułym strasznie na piękno będąc przez Hermesa piękną melodią z fletu wydobytą uśpion został i przezeń zdradziecko życia pozbawion. bogini Hera zaś pawi ogon z jego załzawionych oczu sobie sprawić kazała. Wieczny tułacz też nad życie kochał piękno, często wiec rozpamiętywał o nieszczęsnym Argusie. Nie przejmował się tym jednak gdyż świadom był niezbadanych ścieżek wielkiej tułaczki swojej.Póki co,, szedł……….
znaczek info

Aby dodać komentarz musisz się zalogować.


znaczek info

Brak komentarzy.

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Bez tych plików serwis nie będzie działał poprawnie. W każdej chwili, w programie służącym do obsługi internetu, można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego serwisu bez zmiany ustawień oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji w Polityce prywatności.

Zapoznałem się z informacją