przemilczam to co pali
by krzyczeć bo wciąż nie wiem
do końca co ocalić
i nie wiem czy to słuszne
i o prawdę nie proszę
tych co tę prawdę znają
i nie wiem już co gorsze
nie wiedzieć czy nie mówić
prowadząc na manowce
i samemu też kluczyć
jak głuche i nieme owce
coraz więcej milczących
i masa mówiących wiele
o powadze i bruku
o wiecach i kościele
szanowanych przybywa
a szacunek żywiących
jakby mniej - więcej w niebo
i pod nogi patrzących
a przed siebie bez lęku
na ostro w rzeczywistość
spojrzenia nikną w dali
tam może widać przyszłość
i ten smutek wciąż tęskny
by nie gasnąć w potrzebie
jak pokonać przeszkody
na jakim błysnąć niebie
a prawda choć ukryta
już rysuje jak mgłą
na kłamstwach gładkich jak ściana
nowy nieznany ląd