w rzece swych łez
I spalę się
w płomieniach udręki
By położyć Twemu panowaniu kres.
Twoje dni są policzone
na palcach jednej ręki
Nabój unosi się z sykiem
Mocno zaciskasz szczęki
Świat zalewa czerwona kurtyna
Marzeniem aktora umrzeć na scenie
Gdzie Twoja widownia?
Gdzie Twe oklaski i pełne uciechy wrzaski?
Czy pamięć cię zawodzi?
Przecież sam je pchnąłeś w objęcia Samali
Przymknięte oczy i porzucone ciało
Niczym boski Feniks unoszę się nad ziemią
Oczyszczam z grzechów miejsce czynu
By rozlać choć kroplę więcej
Czerwonego płynu