Tłuszczem pychy ociekasz, umysł masz zadymiony.
Ogień palcami z płomieni pieści Twoje ciało,
Cierpiącym spojrzeniem błagasz śmierć by przyszła.
Z otwartych ran na ciele sączy się gęsta krew,
Na rożnie nienawiści obracasz się powoli.
W głuszy pośród ludzkich cieni dogorywasz samotnie,
Krnąbrność Twa skutecznie ucisza krzyk bólu.
Ciało obumiera, świadomość się podnosi,
Zrozumiałeś człowieczku, że nie było warto.
Na rożnie nienawiści swój żywot kończysz marny,
Mięśnie umęczone ogniem kurczą się boleśnie.
I w końcu czas nadchodzi, odczuwasz ukojenie,
Oddychasz przeciągle, ostatni świst wydajesz.
Dusza opuszcza ciało, patrzysz na nie z góry,
Jak na rożnie nienawiści śmierć Ciebie zastaje.