Ciemna, zimna, cicha
Jestem sama.
Moją widownią gwiazdy,
Obserwują bacznie każdy mój ruch.
Księżyc oświetla drogę,
Wiatr popycha w przód,
Skacz.
Stoję na krawędzi
Doszłam tak wysoko
Tak bardzo chciałam dotknąć gwiazd
A teraz?
Marzenia są na wyciągnięcie ręki
A mimo to
Daje krok w przód
I spadam
Słyszę świst powietrza,
Obłąkańczy uśmiech błąka się
na ustach.
A przez głowę przebiega myśl:
„Nie ma nic piękniejszego niż lot”.
Słyszę krzyk jakby strachu,
Skąd dochodzi?
I nagle
Usta, nos, uszy
Rozdziera zimno
Ciemność wód wciąga mnie
Spadam ale wolniej
Nie walczę
Po prostu tonę
Nie zmącona cisza i spokój
Nie ma nic piękniejszego
Odpływam
Zamykam oczy i znowu widzę
Twoją twarz.
Tak jakbyś był tu, obok.
Wyciągam ku Tobie dłonie
„Kochany” – mówię,
Ale woda tłumi moje słowa.
Lecz mimo to uśmiechasz się
Usłyszałeś..
Podajesz mi dłoń,
Ale nie mogę jej złapać.
Jestem tak blisko,
Już, już...
Wszystko wraca
Słyszę głosy
Ktoś krzyczy
Otwieram oczy
Gwiazdy
Znów są wysoko
Znów oddycham
Znów stoję na dachu
Odwracam się
Uśmiecham
Schodzę
„Już mi lepiej”
Odchodzę
Czas wyjść na scenę.