Moje własne sny już mnie dobijają
nóż w plecy wbijają
noc w noc
śnię
o rzeczach które dawno przeminęły
o wydarzeniach które nigdy nie będą miały miejsca
o
miłości najgorszej bo takiej która nigdy nie będzie miała możliwości zaistnieć
w rzeczywistości
śnię o osobie
choć wydaje się że znanej
bliskiej drogiej ukochanej tej jedynej
w rzeczywistości
zupełnie mi nieznanej
W śnie znam cię
przychodzisz walczę o ciebie
kocham cię
widzę
śmiech
mój śmiech moje szczęście którego tak mi brakuje w innym świecie
twój śmiech który tak mnie uszczęśliwia
wtedy wszystko przestaje istnieć
staje się coś okropnego
i już jej nie ma
Później jeszcze myślę o tobie
łapię się każdej myśli
każdego obrazu jaki mi tylko pozostał
zanim wszystkie odejdą w niepamięć
bo tak to już jest że zapominamy
(i nie ma w tym nic złego)
staram się nie zapomnieć
(chociaż wiem, że powinienem bo tak będzie lepiej, bo to inny świat, nie ma w nim miejsca
dla sennych marzeń)
jednak przegrywam tę walkę
i już jej nie ma
Piękno zmienia się w zgniliznę
radość w smutek
na razie