Umarłam, bo nie znalazłam chociaż jednej.
I nie dostrzegłam żadnego słońca.
Chociaż mówili, że to gwiazda.
Chociaż mówili, że istnieje.
I nie spadła ani jedna, nawet mała gwiazdka.
Nawet chmury odwróciły się ode mnie
Wzburzone, tak dalekie i złowrogie.
Krople deszczu brzydzą się mnie, nie dotykają.
Ja wciąż patrzyłam w niebo.
Przestała istnieć burza, ta na niebie.
Jedyna, która żyje, to ta w moim sercu.
Chciałam dotknąć kawałka nieba
Lecz gdy wyciągnęłam rękę, zraniły ją ciernie.
Widziałam małe, rubinowe koraliki na niej.
Pełno ich było i odbijały ostatnie światło.
Ale i światło kiedyś gaśnie.
Nastaje noc i nawet księżyc ukrył twarz.
Uciekł daleko za chmury.
Pustka.
Czy zawsze już tak będzie?
Ciemność nastała i wieje mroźny wiatr.
Umarłam, czekając na ostatni słońca blask.