Za marzeniem iść w dal
Lecz okiem do tyłu rzut
Sprawia, że umieram tu
Umieram tu...
Diagnoza już dawno wystawiona
A mimo to wciąż potrzebuję doktora
Nie chcę żadnych Twoich zastrzyków
Po prostu bądź i mnie przytul
Wiem co mi dolega, umieram między ludźmi
Może to ja jestem taki sam, a oni tacy różni
Nie mogę się odnaleźć, nie widzę zbawienia
Nie mam pretensji, nie mam zażalenia
Zauważyłem, że nie pasuje tu, chcę pasować tam
Jestem pośród chmur, ciągle szukam zmian
By odnaleźć się w tej dziczy i uśmiechnąć się raz szczerze
Lecz ciągle porażka, nie wiem gdzie mnie to zabierze
Czy trafię na człowieka, który mnie uratuje?
Bo ja samemu niczego dobrego nie zbuduję
Widzę jak z wiersza na wiersz bliżej mi grobu
Wędruję myślami, a nadal jestem w tym domu
Z Monologu wpadam w Bełkot i szał
Wystarczy tej agonii, proszę o strzał
Pragnąć śmierci czuję coraz większą obojętność
A z ludźmi nie połączyła mnie żadna jedność
Jestem całkiem sam, chcę ruszyć w przód
Ratuj Patrycjo, potrzebny mi cud
Obojętne mi były te tabletki pod językiem
Stoję w spokoju, nie uciekam z krzykiem
Jestem cieniem samego siebie
Może się tylko lenie, może
zaprzepaszczam swoje istnienie
Ale co zrobić, powiedz jak mam wstać
Z łóżka skoro jedyne co robię to płacz
Nie chcę nikogo łudzić, że sobie poradzę
Umieram - taką tajemnicę Wam zdradzę
Ale kogo to obchodzi?
Chcę ruszyć w przód
Za marzeniem iść w dal
Lecz okiem do tyłu rzut
Sprawia, że umieram tu
Umieram tu...
Wyznacznikiem moich osiągnięć był drugi człek
Lecz kiedy go podniosłem on prędko zbiegł
A przecież był w takim bagnie
I prosił o mnie tak ładnie
Teraz wystarczy to zostawić w tyle
I zbić w tym snookerze wszystkie bile
Uśmiechnąć się i zaczerpnąć życia
A ja czuję przeszkody nie do przebicia
Bo niby jak mam łapać radość
Skoro pomaganie to moja słabość
Ale nie umiem pomóc mojemu ego
Tutaj potrzebuję kogoś drugiego
A wciąż liczba jest pojedyncza
I jakimś trafem każdy to przemilcza
Z oczu ciągle lecą mi łzy
Nie panuje nad tym, cichy krzyk
Gdzieś tam słyszę go w moim wnętrzu
Chcę ugościć może kogoś w moim sercu
Nie mogę podjąć choć małego kroku
A chcę się rozpędzić i wygrać w skoku
I w dal i wzwyż i zdobyć wszystko
Co ma życie, lecz to prysło
Znowu leżę smutny w pokoju
W duszy nie mogę znaleźć spokoju
Nie odwracam się a widzę co za mną
To paranoja, przez którą wpadam na dno
Umieram porzucony pośród kompleksów
Niedługo odpłynę do tych bezkresów
Ale kogo to obchodzi?
Chcę ruszyć w przód
Za marzeniem iść w dal
Lecz okiem do tyłu rzut
Sprawia, że umieram tu
Umieram tu...