bezlitosne jak terminator
na nic nadzieje daremne
powoduje snów zator
tak mało czasu jest na sen
zwłaszcza gdy pracę kończę nad ranem
napisać krótki wiersz chcę
bo tylko wtedy mam czas dla mnie
bo potem żona dzieci i pies
bo potem pranie i sprzątanie
sen blisko myśli wciąż jest
a zamiast jest spraw załatwianie
chcę chwilę zdrzemnąć się po południu
lecz sen złośliwie nie przychodzi
bezsenne oczy wręcz puchną
może wieczór im dogodzi
lecz nie ma wieczorem zmiłowania
znów pragnę kulturę nadrobić
trochę czytania i chwila oglądania
nad ranem tylko mnie dobić
gdy pieją na wsi pierwsze koguty
odzywa się budzik w smartfonie
przewracam się przez psa i wciągam buty
od adrenaliny serce płonie
więc najpierw jest spacer z psem o poranku
tradycją niedopity kubek gorącej kawy
biegnę jak szalony do przystanku
i do pracy dla niewielkiej wypłaty
morał z tej opowiastki niewielki
życie w galopie zdrowiu nie służy
kiedy więc dojrzeją mirabelki
wezmę urlop i pośpię nieco dłużej
Oskar Wizard