Światła migocą - neurony w mózgu
Tydzień agonii - jakoś przeżyła
Dziś stos ofiarny - wczoraj kupka chrustu
Wczoraj apostazja - dziś całopalenie
Przejście przez wrota – fajka za klubem
Ostre światło - ostrzejsze cienie
I on na krawędzi - wali wódę
Kropla powoli mu ścieka po brodzie
Cały świat zamknięty w tej kropli obwodzie
Cała myśl skupiona na olbrzymim głodzie
Całe życie ściśnięte w tej jednej sobocie
I ona i kropla – w tym samym locie
I ona i kropla – w otchłań, ku podłodze
Nagły kaszel - spazm życia
Źle mu weszło - to z przepicia
Chciałby odwrotnie - wszystko nie tak
Bierze raz jeszcze - taka auto-wendeta
Wczoraj apostazja – dziś całopalenie
Kiedy jaźń daleko – ciało na stracenie
Wiszący most – wzrok przez szczeble
Dziś - albo umrze albo polegnie
Dym powoli mu się w nozdrza wpija
Jedna godzina niczym chwila mija
Jedna wśród chwastów rozkwita lilja
Jedyna Pytia w tym dymie prawdziwa
I on i dym – w powietrzu się rozpływa
I on i dym – te same niwa
Przez czas i przestrzeń spadają ku sobie
Ognik zrozumienia zapala stos ofiarny
Dwie różne skrajności jak biały i czarny
Dwa różne języki w tej samej mowie
Przez czas i przestrzeń dotykają się ich usta
Iskra pocałunku zapala stos ofiarny
Żywot każdego człowieka taki marny
Ale my we dwoje, razem – Bóstwa