Spoglądam przez kryształowy firmament mglisty
Szukam ciepła łagodnego wśród zaklętej nocy
Choć w ręku płomień, wewnątrz zamęt krwisty
Wieczyste orkany wulkanicznym miotają popiołem
Parzące blizny przywodzą, walczą ze spokojem
Lecz pnącza lodowe zrastają rysy zwęglone
Nie mając nawet ogłady na urazy znęcone