jak do lasu szłam na piechotę
po jesienne darów bandaże
co opatrzą me rany blamażem
idę sobie i kopię kasztany
słucham ciszy szelestu co grany
w liściach brzozy wiaterkiem od rana
chcącym nagą ją ujrzeć od zaraz
deszczyk z liści na wszystko opada
w słońcu mieni wiruje coś gada
pragnie leśną ścieżynkę pozłocić
dla wiewiórki kobierzec słać złoty
z tej soboty nie chciało powracać
chciałoby się w niej jeszcze zatracać
no bo dusza jesieni już w tobie
jutro znowu przywoła ku sobie.