rozproszył wszelkie burze<br />
a ja zbliżam się<br />
ku wieczorowi<br />
z tym samym sercem<br />
obmytym łaską<br />
oczarowanym Jej uśmiechem<br />
pochylonym &#8211;<br />
nad niewidzialną pieszczotą<br />
Matczynych dłoni<br />
<br />
Niebo jest świeże<br />
a mnie wydaje się <br />
że nie chadzałem inną drogą<br />
poza tą <br />
która prowadziła w maju<br />
do wiejskiej kapliczki<br />
i na której<br />
spotkałem Ciebie<br />
<br />
Nie widząc Twego oblicza<br />
uwielbiałem Cię<br />
nie widząc Cię<br />
mówiłem Ci &#8211; tak<br />
<br />
Gdy zniknę pewnego dnia<br />
gdy nie będę miał<br />
rąk ani twarzy<br />
może owego dnia<br />
nastąpi to spotkanie <br />
na które mnie<br />
różnorodnymi drogami<br />
wzywałeś<br />
pociągałeś<br />
i zachowałeś dla siebie<br />
<br />