zgaszone myślą mglistą
idę w półmrok strudzony
własną apokalipsą
mym kruchym objawieniem
sklejonej z tłem tęsknoty
z dróg - jakże rozstajnych
spóźnione powroty
z myśli karkołomnych
w ślepym owczym pędzie
zadaje morze pytań
wyśnionej legendzie
życia słonej frazie
porywom serca dumie
różnicy zniechęcenia
oraz natchnienia sumie
falom zimna gorąca
poważnych myśli cieniom
pośpiesznej analizie
myślokształtnym deseniom
jestem swoim zwierciadłem
głaszczę góry oddechem
może nisko upadłem
spłoszony śmiechem – grzechem
chwytam się brzytwy i wiatru
łapię oddechy i łączę
gdy zacznę żyć będzie wszystko
czy będzie trwać kiedy skończę