Posuwam się do opisu koszmaru<br />
Z mroku i głębi duszy mojej blada<br />
Mara niczym zielony karzeł się skrada<br />
Kochana moja(całkiem nieświadoma)<br />
Co bliższa memu sercu, niż matka<br />
Z której to łona wypełzłem na świat<br />
Taki okrutny. Bez litości, kwiat owej żałości<br />
I ona, droga ma okazało się, że <br />
Dwuistą naturę ma. Przy pierwszej okazji<br />
Ta mała poczwara(bo wzrostu była<br />
Nikczemnego, ledwo do pępka dolazłego)<br />
Pierwszemu lepszemu się oddała<br />
A taka spokojna, z pozoru ułożona<br />
A to po prostu dziwka wcielona<br />
I jak mam znaleźć obiekt swych uczuć<br />
Skoro co i rusz na mej drodze tylko<br />
Takie się zdarzają<br />
<br />
Co to jest miłość? To proste przecie!<br />
Bierzesz dziewoję i kochasz jak jedzie<br />
Lecz ja(być może z nadmiaru lektury,<br />
których to zapoznałem bez liku, szukam czegoś<br />
innego, niż takiej tortury)<br />
Ale już powoli, w chwili zadumy<br />
Tracę nadzieję, że znajdzie się ona<br />
Nieskażona tym całym syfem obecnego świata<br />
Który rodzi z ludzi kreatury<br />
To nie ludzie! To wilki!<br />
Cała zgraja chyha na twe potknięcie<br />
Jedno najmniejsze ciała wzdrygnięcie<br />
I zlecą się jak stado sępów<br />
By wydziobać twoją wątrobę<br />
I nie zostawią, aż padniesz<br />
Aż ostatnia kropla krwi uleci<br />
Aż ostatnia myśl odleci<br />
Aż ostatnie tchnienie wydasz<br />
I resztki miłości wyrzygasz<br />
<br />