Tagi: kultura <br />
<br />
Internet jest takim magicznym miejscem, że jest się innym człowiekiem, człowiekiem wyzwolonym z dotychczasowych ograniczeń. Zaciera się różnica pomiędzy rzeczywistością, a fikcją. Zwiększają się nasze możliwości poznawania. Kogo zaciekawia i intryguje świat, ten bywa tu często, dla tego nadchodzi moment, gdy staje się internetowym fanatykiem.<br />
Ale, jak wiemy, odczuwamy na sobie skutki pisania w sieci, bo jedni z nas poważnie traktują swoich czytelników, pozostali zaś - nie. Ci, co POWAŻNIE podchodzą do swoich potencjalnych interlokutorów, starają się, natomiast ci, co NIE, zachowują się jak pies ogrodnika: sam nie może, lecz drugiemu nie da.<br />
Nie da, nie pozwoli. Nie zezwoli, bo WIE LEPIEJ, bo jest ZNAWCA PRZEDMIOTU, bo MA MISJĘ. A misja ta nazywa się - ZOHYDZANIE. Nazywa się OŚMIESZANIE. Bezkarne, bo anonimowe.<br />
Anonimowość ośmiela tchórzy. Powoduje, że rośnie ich liczba. Rośnie też strach przed inwazją BEZCZELNEGO komentowania. Niestety, nasze zabezpieczenia przed nimi są bardzo prymitywne.<br />
Można powiedzieć, że przebywając w cyberprzestrzeni, stajemy się bogatsi. Nie w sensie materialnym, powiększenia ilości dóbr namacalnych, ale zwielokrotnienia swoich sił psychicznych. Zwielokrotnienia i potwierdzenia wagi tych, które mieliśmy wcześniej.<br />
Wcześniej, to znaczy wtedy, gdy zaczynaliśmy buszować po sieci. Gdy zaczynaliśmy odkrywać w niej miejsca o przedtem nieznanej potędze uczuciowego rażenia. Rażenia myślą, słowem, obrazem. Nastrojem, balansowaniem wśród refleksji, skojarzeń, opisów egzotycznych przygód, cudzych, a jakże nam bliskich przeżyć.<br />
Zauroczeni tymi opisami, zainfekowani ciekawością, postanawiamy do nich wracać i odkrywamy przed sobą dwie drogi, pierwszą: albo wędrowania, albo, drugą: spisywania swoich losowych wydarzeń z przeszłości.<br />
Ja dokonałem wyboru drogi numer dwa. A gdy zacząłem pisać, gdy pozazdrościłem ludziom mającym tu wielu znajomych i przyjaciół, gdy, w miarę upływu miesięcy i lat, stali się moimi, moimi przyjaciółmi lub znajomymi, wtedy, jak większość blogerów, zacząłem zapominać o tym, że nie zwierzam się, nie odsłaniam przed ludźmi życzliwymi tylko, że wprost przeciwnie, moje reminiscencje czytają rozmaite umysłowe łajzy, rozmaici ludzie trudniący się psuciem krwi.<br />
Zacząłem przyznawać się do tego, kim jestem PRYWATNIE. Bezwiednie, samorzutnie prawie, zacząłem tracić instynkt samozachowawczy. I wystawiłem się na strzał. I strzał nastąpił: troll dał głos. <br />
2<br />
Ze skruchą wyznaję, że byłem naiwny: szczerość absolutna, pozbawiona elementów tajemnicy, intymności, to szczerość wydana na pastwę ludzi jej wrogich, bezinteresownie zawistnych, chcących splugawić, zohydzić, ośmieszyć każdą myśl przekraczającą ich skarlały rozum. Cudza szczerość, to dla nich gratka, cenna zdobycz, wyśmienity żer. O kurduplowatych wredniakach tego rodzaju pisał Sztaudynger: ludzie mali nie cierpią swojej skali.<br />
Dokąd daję się nieść spisywanym doznaniom i piszę spontanicznie, słowa poniekąd odruchowo układają się w tekst. Jakoś tak się dzieje, że intuicja podpowiada mi, gdzie postawić przecinek. Ale gdy pod moim tekstem pojawia się komentarz trolla i w komentarzu tym czytam o tym, żem ćwok, niedouk i grafoman, wychodzę z nerw. <br />
Nazwanie mnie wierszokletą i dyletantem, i to nazwanie przez kogoś, kto nie potrafi pisać ortograficznie (smażąc tego rodzaju tekst, powinien bardziej przyłożyć się do poprawności, bo pisząc w stylu toaletowym, dyskwalifikuje się bez mojej pomocy), jest niepoważne, tym niemniej wkurzające.<br />
Wkurzające i psychicznie blokujące piszącego te słowa. Blokujące wszelako na krótką chwilę. Albowiem na temat internetowego robactwa, mam pomysła. Polega on na zadaniu sobie pytania: I KTO TO MÓWI?<br />
<br />
Polega na tym, że jeśli na temat sposobu mojego pisania wypowie się kilku znanych i uznanych Mistrzów pióra, ludzi legitymujących się artystycznym, bądź krytycznoliterackim dorobkiem i gdy wszyscy orzekną, żem pisarski cymbał, fakt ten muszę wziąć pod uwagę. Muszę rozważyć ich zdanie. Lecz jeśli mówi o mnie ktoś, kogo twórczości nie znam i mogę podejrzewać, że jej nikt nie zna, człowiek taki kojarzy mi się z Papkinem i jego męstwem.<br />
ps.<br />
zadano stonodze pytanie, którą nogą rozpoczyna marsz. Zaczęła nad tym medytować, przestała chodzić i dzisiaj ma już odleżyny. <br />
(materiał ze strony : http://owianko.salon24.pl/25827,amator-pacykarz-grafoman-czyli-efekt-stonogi )