pod baldachimem złotozielonych brzóz
jesienią oddycham skalą jej dźwięków
czując ciepło kominka w blasku słońca
ogień rozpalający alabastrem cieni
chodząc po chruście,trzask gałęzi
jest jak niepotrzebne nieszczęście
z domniemanej winy odcięcia rąk
przetkane wrzosowym pocałunkiem
cudownego przetrwania źródła harmonijnego
w życiu, co zwie się merytoryką
prawdę nie zawsze ukaże na ogień w oczach
co było złamaniem słowa ukrytych zamiarów
a co wartością krótkowzroczności...