zaczerwieniło się
aksamitnym obłokiem
słońce w statek przemieniło
co płonie z oddali jak horyzont
siwe stalowe kłęby chmur
muszlę koncertową utworzyły
batutą był ognisty błysk
dyrygentem grzmot burzy
(jednorazowo) wodzirejem wiatr
i deszcz zaśpiewał chórem
cudowny wiatr pełen zapachu
do tańca kwiaty roztańczył drzewa
ożywił przestrzeń odświeżył
przy świetle rumianego księżyca
deszcz je w perły wystroił srebne
pieszcząc czule swym dotykiem
usta się uśmiechały oczy
do tej idealistycznej rozkoszy
to jak widmo wpadło na chwilę
a ty, ty wciąż jesteś rozżarzony
od zaciemnienia po rozjaśnienie
do promiennych ognistych pocałunków...