Piszą się kwiaty amarantowe,
Z pędzli złowróżbnych nieuchronności
Kapią rozpryski złotoróżowe.
Na pergaminie chmur obojętnym
Wyrok skreślony słuszności ręką,
Poniżej wielość bytów się kruszy
W martwą skończoność suchych szkieletów.
Śniegu niewinność miękko milczącą
Plamią purpurą kleksy pożarów,
Pod pięścią huku odchodzą w nicość
Powieki okien, twarze zegarów.
Między istotą burzy a ciszy
Powiew piekielny - gasi istnienia,
Spełnia się prawo dziejów w perkusji
Gromów – bez skruchy i przebaczenia.
Na strzępie ściany elegią imion
Rozpacz w daremność liter zamknięta.
W tym grobie miłość zbyt młoda leży
Na wieczność dłońmi cegieł objęta…