Toporem huku rozdarte dziwnie,
Wznosi ku górze nieme swe słowa -
Może to skarga, może modlitwa?
Konar urwany – łapą wybuchu
Przybrany sadzą ukrył się w pyle.
Nie przyjdzie wiosną kwiecistość nowa,
Aby wykarmić – barwne motyle.
Dwa kroki dalej gałąź potężna
Leży odłamkiem grzmotu odcięta.
Gdy werbel śmierci gasi oddechy,
Nie ma okrucha troski dla piękna.
Niebo spuchnięte gorzkim karminem
W jedną skończoność byty przemienia,
Mgła siwym kocem otula miękko
Równo – znaczenia i nie – znaczenia.