Ni niepewności, ni drżenia.
Na czole – zmarszczki frasunku,
Ani na skroni strapienia.
Ona wytrwała przez wieki
W służbie – jedynie zwycięzcom,
Słabości chwili nie miewa,
Jej godłem – wierność i dzielność.
Jej ręce pewne i wprawne,
Jej dusza - od wahań wolna,
Jak idealny oficer
Odważna, dzielna i zdolna.
Gdy trzeba – gestem rąk władczych
Naziemne cele wybiera,
By je zanurzyć w poświacie
Ostrej – świetlnego markera.
By zemsta w barwach jaskrawych
(Gorąca – jak młode serca)
W punkty trafiła właściwe
(Taka jej służba żołnierska)
W stalowo twardej oprawie,
Wśród gwiezdnych blasków złocistych,
Na śpiące miasto spojrzała
(Horyzont – pusty i czysty).
Na wielość dachów spojrzała
(Taneczność ich – czarująca)
I siatkę punktów wybrała,
By groźne zapalić słońca.
By cegły stały się pyłem,
Los wielu – w nicość przeminął,
By strach – przemieszał się z grozą,
A ból – zjednoczył się z winą.
Ujrzała w dole katedrę
(Barok zakuty w piaskowiec)
I oznaczyła świetliście
Na przyszły wielu – grobowiec.
Szpitalne ujrzała dachy
Broczące krzyży czerwienią
(A w ich ramiona ujęte
Wśród samotności – cierpienia).
I oznaczyła je celnie
Jasności plamą kolejną,
By nieuchronność ponownie
Mogła się losu – dopełnić.
W ogrodzie sennym lutowo
Strwożone dzieci ujrzała
I po raz pierwszy tej nocy
Pewna jej ręka – zadrżała.
Lecz wobec zasady dziejów
Uznanej – winy i kary
Zamilknąć musi współczucie,
Które odmiennej jest miary.
Zamilknąć musi wśród twardych
Wymagań czasów – wrażliwość,
Kroniki piszą się stalą,
(Nie chlebem – niczym życzliwość),
Zatem bogini świetlistość
O barwie krwi uwolniła
I na obrusie zimowym
Różowość znów zapaliła.
By niebo nożem rozcięte
Eksplozji – na milion części
Spełniło wyrok ciosami
Tysiąca potężnych – pięści.
A potem według rozkazu
Meldunek krótki nadała
O zgodnych z planem wynikach,
Uśpionych – złowrogich działach.
Tylko w błękitnym jej oku
Łza jedna mała – zaszkliła,
W okrągłą perłę zmieniona
Żal jej – unieśmiertelniła…