Płomieniem złocistym oblane,
O włosy w rój iskier zmienione
I krzyki dotkliwe jak rany.
Nie pytaj o usta spękane
I wiatrem kąsane palącym,
O płaszczyk wełniany rozdarty,
Brutalnie wyrwane warkocze.
Nie pytaj o oddech bolesny
Z goryczy zgęstniałej i dymu,
Czy była dziewczynka – wesoła,
Czy chłopak - posłusznym był synem.
Nie pytaj, czy tyle lat mieli
Co mała Alicja lub Johnny,
Kto ile zostawił na świecie
Niespełnień różowo - zielonych.
I będzie też troska daremna
O życia w obłoki porwane,
Jak owce wełniste zwycięstwu
Na stosie w ofierze – składane.
Nie mogłeś uczynić niczego.
Rozkazy - to sprawa najświętsza
I milkną łzy drobne litości,
Gdy łoskot się niesie oręża.
Twe ręce – tak wprawne i pewne
Otwarły – dla wielu śmiertelność.
Na ziemi – stos gruzów pozostał,
A w chmurach – odwaga i wierność.
Dłoń twoja w tej sądu godzinie
(Gdzie wina – tam zemsta i chwała)
Swym gestem stanowczym i twardym
Budowle złociście odziała.
Wśród nocy ze zgrozy uszytej
Złączyły się z hukiem westchnienia
I pałac swe chwile ostatnie
Z umarłym szpitalem podzielił.
Tak zdarzyć musiało się przecież
(To prawo uznane od wieków)
Dziejopis się świata nie troszczy
O serce i oddech – człowieka.
I nie ma tu miejsca na słowa,
Mądrości, formuły, teorie.
Zwycięzcy od wieków żelazem
I ogniem – pisali historię.
Dlatego nie pytaj już więcej.
Pytania rzucone nie w porę
Wpaść muszą – w bez – znaczeń otchłanie,
Jak kamień – w błękity jeziora.
I żalu trzy płatki spóźnione
O zmroku – dziś będą daremne,
Jak zniczy mrugnięcia nieśmiałe,
Te – które roztopią się w ciemność.
Historia raz bywa dramatem,
Raz farsą, nowelą, komedią,
Ognistym zaś piórem pisana,
Ponurą się staje - tragedią.