I iskry purpurowe, karminowe, lila
Rozpostarte jak skrzydła dziwnego motyla
Śmierć wokół rozsiewały, w swej pracy ambitne
Na drodze poranionej nożem konieczności,
Między zburzoną bramą a zgasłą latarnią
Gdzie w jedno się złączyły zniszczenie i marność
Na katafalku srebrnym lutowej białości,
Leży lalka w jedwabnej sukience rozdartej,
Przykryta nadpalonym płaszczykiem pasiastym,
Na bruk wypadła z ręki zsiniałej i martwej
Kiedy dziejowy wyrok spełnił się nad miastem.
Tę maleńką samotność z kruchej porcelany
Otula szarych pyłów tren nienapisany…