Zszywa się ukojenia nicią wielokrotną
Kryształowych perełek tęczową samotność
Otula pyłem miękkim, ceglastym i płowym.
Opowieści zawiłe, zbyt wcześnie przerwane
I niewypowiedziane owija milczeniem,
Z purpurą i szkarłatem dymy sine żeni,
Aby biografiom nadać – aspekt dokonany.
Lecz w tej żałobnej pustce echem tynku szarej
Dźwięczą strzaskanych skrzypiec nuty delikatne,
Serenady błękitne, z minionych śpiewników
I operowej arii – akordy ostatnie.
Przytłacza je boleśnie krwawy pogłos krzyku
I daremne tykanie – wciąż żywych zegarów…