Tuli jedwab sukienki i osiem perełek,
Dowcipną nut rozmowę (mogła stać się dziełem)
I w trzech muśnięciach pióra zwiewną niedorzeczność.
Smukłe ciało katedry w welonie srebrzystym
Obejmuje rudości łakomym uściskiem,
Rozdziera atłas mroku wielobarwnym błyskiem,
W nikłość strzępków przemienia romantyczne listy.
Kiedy już się nasyci zgaszonym istnieniem
I mgieł opuchłość szara wygra z światłocieniem,
Ze strzępów pióropuszy w kolorach jesiennych
Dymów zostanie sinych smętna bezimienność.
A minione warkocze, westchnienia i szyje
Pył siwym swym dotykiem troskliwie okryje…