Mieszkała kaczka lewaczka.
Znosiła tęczowe jaja
Od listopada do maja.
Miewała problem wciąż z głową,
Gdyż soję jadła surową,
Co roku – płeć zmienić pragnęła,
Czytała – Lenina dzieła.
Raz zaprosiła swych gości
Wprost – na paradę równości,
A potem – alejką już znaną
Do baru – z marihuaną.
Przyjaciół miała niewielu
(Kilku – poznała w burdelu)
Aż kiedyś jesienną porą
Wystartowała w wyborach.
Z chorągwią z sierpem i młotem
I z czarnym spasionym – kotem
Z plakatu dziób swój szczerzyła,
Się do wyborców – wdzięczyła.
Lecz śmiech się rozległ na sali
(Duzi i mali się śmiali).
W czterech powiatach bez mała
Dwanaście głosów zebrała.
Inżynier, rolnik, artysta
Potwierdzi rzecz oczywistą:
Sejm, senat – w swej znanej ważności
To nie jest – parada równości…

















