palą się w moich rękach,
kiedy jesienny wiatr
zrzuca je z krzaków,
tylko słońce
ostatnim wysiłkiem przyciąga złote sznury.
Niebawem drzewa owocowe
zmienią kolor,
nim opadną z nich liście,
a korony poczerwienieją
jak rubiny na dnie rzeki.
Skoszone jesienne łąki
rozciągają się we wszystkie strony
pod macierzyńskim łonem gór,
tylko wiatr wiruje nad nimi złotymi chmurami pyłku.
Krew z owoców dzikiej róży i jarzębiny kapie
z skaleczonej skóry,
która została przecięta przez jeden z cierni.
Zasłona mgły otwiera się nad pejzażem,
czerwone łzy dzikiej róży spływają z pustych krzewów,
gdy po zachodzie słońca ciemne kontury drzew,
które wyznaczają granicę horyzontu,
stają się coraz bardziej mroczne.
















