opadają na ziemię,
krople deszczu,
pancerze larw,
spadając tylko jako marzenia.
Gdzie płynie strumień wiatru,
gdzie życie odchodzi,
jak ostatnia nadzieja.
Nie byłoby jesieni w rzeczy samej,
bez chłodu.
Jesień wyciąga rękę,
ku małemu dziecku.
Biegnij, maluchu!
Szanse są niewielkie!
Jesień woła, abyś biegł z ciepłem.
Korzenie się rozwijają,
biedactwo upada,
nogi się wyginają,
młoda dusza,
pomimo wszystko, wstaje z ziemi.
Ostatnia umiera nadzieja,
lecz jesień depcze jej po piętach,
na zewnątrz pada deszcz,
biedne malutkie dziecko biegnie w błocie.
Zatrzymuje się, upada na ziemię,
liście przybierają brązowy kolor,
z zimną pasją.
I tak liście stają się gliną.

















