drobne oczka przepuszczają odrobinę światła<br />
mała dziewczyna patrzy chciwie na życie<br />
chwyta je łapczywie i w pamięci zamyka<br />
<br />
z jednej strony mego więziennego ogródeczka<br />
widać dom szary, zwykły, taki najzwyklejszy<br />
w szarym domku ktoś krzyczy, ktoś płacze<br />
ktoś inny się śmieje<br />
ojciec bije syna i syn go szanuje<br />
<br />
z drugiej strony mego cudownego płotka<br />
widać nagich wariatów chorych na sklerozę<br />
są bezwładni, bezradni i bezpańscy jak koty<br />
są wiecznymi dziećmi w swojej wszech głupocie<br />
<br />
chcą dotknąć paluchami mej cudnej sukienki<br />
chcą namaścić życiem kolorowe falbanki<br />
lecz rodzice każą wracać mi do bajki.<br />
lukrowane figurki ciągną za ręce<br />
nieskalaną życiem, mnie z dzieciństwa<br />
<br />
moje żywe dłonie w ich ciastkowych rękach<br />
są za ciężkie, za mocne, więc marcepan pęka<br />
<br />
upadam niezdarnie,<br />
rozrywam cud sukienkę<br />
i uciekam przez oczko ogrodowej siatki<br />
i uciekam do krzyku i uciekam do płaczu<br />
i do tych wariatów, którzy od słodkiej bajki<br />
wolą być zamknięci w swoim własnym świecie <br />
<br />