Strzępki zmierzchu
razem z prześcieradłem.
Zdjęła z nieba bursztynową dynię -
Słonko.
A ja przez nią znów przepadłem.
Utonąłem twarzą w jej fartuchu,
Klęcząc przed nią,
niby przed ołtarzem...
Wtem głos żony zaczął pieścić ucho,
Bym się ocknął
z tych zmierzchowych marzeń