Piorun pijackiej ,majowej burzy
W morzach niewieścich tonąć po uszy
Kroczyć po obcym, zamkniętym, nieznanym
Napełniać wiedzą prywatne me dzbany
Kochałem
Deszcz i pomarańczowe Słońce
Wszystkie powietrza które nie były mi obce
Błądzić w mrozie, łamać bezczelnie wodę
Słuchać dusz grających gorące melodię
Kochałem
Brudzić w Ich Czystości Królestwie
Pluć na twarze ,umalowane fałszerstwem
Głaskać kości zeżarte do szpiku obłudą
Czuć radość ,gdy warczeli – Tyś naszą Zgubą!
Kochałem
Występować przed nową publicznością
Wraz z Braćmi, na jej oczach, żonglować Świętością
Gdy nie klaskali i ponure mieli miny
Nadzieję, krzyczącą – Zrozumieją, co czynimy!
Kochałem
Szamańskie udawać kroki
Nad gorącymi głowami, rozdzierać obłoki
Być ogniwem gorącego ciał łańcucha
Oglądać świątynie ,gdzie co dzień umiera Kostucha
Kochałem mego ojca, jakim był Szczęście
Zginął gdy spadły potopu kwietniowe deszcze
Została mi jedynie macocha, to jest Udręka
Nienawidzę jej słów – Wspaniała jest ma opieka!
Kochać będę ten moment aż zdechnie w męczarni
Ostatni Jej krzyk będzie mnie bawił
I zatańczę kiedyś na Jej grobie, dość frywolnie
W ten me życie powróci do opisanych tu miłości i …
wspomnień!