na wpół uduszone smogiem
odpływam w rozedrganym żarze
skrycie drążąc palcami beczkę
pełną obrazów sprzed lat
otoczona skrętolegle z bożem
błogosławieństwem
po ściernisku posuwam się
wolno, płynnym chasiss
stopy nie znoszą akupresury
choć taka modna i zdrowa,
włosy zmieszane z ostami
po bitwie z rudym Jaśkiem
tym od procy i żucia mięty
dla niego igraszki dmuchawców
i kukurydzy obrządek ze złota,
umazana smarkatym wiekiem
badam z uporem korzenie traw
do bólu łydek lizanych słońcem
aż znajdę czterolistną koniczynę
zgrzyt tramwaju po szynach
zniknęło dziecko z rozbitym kolanem
wspomnienie prysło z wyrzutem
sumienia, jaki stracony czas
na pęknięte bańki mydlane