deszcz zmywa resztki nadziei
dziad z brudną brodą stoi
pochylony mocno zadumaniem
przytula zgrzebnego peta
w moim mieście o piątej rano
odpadły z gzymsów kamienic
ławice swojskich gołębi
bezdomni pod gazetami łapią
skrawki snów o domowej zupie
a my chwiejni trzydziestoletni
ogłaszamy zamaszysty powrót
wystukując z fałszem o bruk
tej nocy naszą wypłatą kolejne
tragikomiczne zmarszczki