leży puszka po piwie
/wersja letnia w trawie/
zbyteczny artefakt
Pandory
/pierwsza
a może ostatnia/
już wychynęły z niej
nikłe opary
obiecanej przez Zeusa
Nadziei
reszta
w dionizyjskim wirze jelit
cienkiego i
grubego
gdzie bogowie pogrążeni w
boskiej niemocy
zalewają robaka
/tasiemiec
glista/
zniesmaczeni kalekim dziełem
stworzenia a
pijany Posejdon
w oceanie płynu
mózgowo-
rdzeniowego mąci trójzębem
trzeźwe spojrzenie na
świat
/bo na cóż by innego?/
teraz leży
pusta
jak kantowska rzecz
sama w sobie
ontologiczny dowód istnienia
puszki po piwie