Były dni, gdy lubiłem wiosnę
Czasem myślę, że były fikcją
Wyimaginowanym obrazem – fałszem
Nawet jeśli były prawdziwe – zniknęły.
Odpłynęły, jak zbyt mała ryba wypuszczona przez wędkarza
Zapomniałem co to szczęście
Moje serce zalało się łzami
Pamiętam tylko mrok…
Pewnego dnia wszystko co dobre i ciepłe zniknęło
Rzeczywistość wyrwała mnie ze snu
Zabrała mój Eden
Postawiła mnie u wrót Hadesu
Przemierzyłem Styks, Spojrzałem Cerberowi w oczy
Zląkł się – powinno być odwrotnie, to ja powinienem się bać
Jakim jestem strasznym człowiekiem, skoro przestraszył się mnie Piekielny Ogar
Zaraz… Czy ja właściwie jestem jeszcze człowiekiem?
Stanąłem twarzą w twarz z Hadesem.
„Idź precz” – powiedział.
Czymże jestem, że nawet z Piekła mnie wyganiają…
Anomalią? Złem w najczystszej postaci?
Nie wiem… Wątpię czy ktokolwiek to wie…
Znalazłem się na cmentarzu.
Stałem przed mroczną mogiłą
Patrzyłem na grób mojej duszy…