Usiadłem w kącie spokojnie sącząc z butelki
Nie potrzebowałem kubka.
Przy barze siedziała kobieta.
Gdyby nie moja dusza, pewnie by mi się spodobała
Popatrzyła mi w oczy i zalotnie zatrzepotała rzęsami
Skrzywiłem wargi w coś na kształt uśmiechu…
Nie stać mnie było na nic innego…
Do Saloonu wszedł Kojot – najniebezpieczniejszy przestępca w okolicy
Jak zwykle miał na twarzy krwistoczerwoną chustę.
Zabrał moja butelkę, podszedł do baru i zaczął przystawiać się do kobiety.
Zdenerwował mnie.
Podszedłem do baru i zwróciłem się do niego z prośbą o zwrot mojej Brandy
Kojot zarechotał i rzucił butelką w ścianę.
Szkło roztrysnęło się raniąc mi policzek
Złapałem go za kołnierz i wyrzuciłem na zewnątrz
Bezimienna Kobieta spojrzała na mnie swoimi oczami.
Wyczytałem z nich fascynację.
Rzuciłem krótkie „Zapomnij”
Nie zdążyła powiedzieć słowa.
Do karczmy wpadł Kojot. W ręku trzymał srebrny rewolwer.
Strzeliliśmy jednocześnie. Obie kule trafiły
Kojot krwawił z klatki piersiowej, ja z policzka i brzucha.
Doczołgałem się do niego i zdjąłem chustę z jego twarzy
Zobaczyłem siebie…
Więc to prawda…
Ja i Kojot to ta sama osoba…
W tym momencie się obudziłem.
Czwarta trzydzieści.
To był bardzo długi i bardzo dziwny sen…
Budząc się nie zauważyłem kapelusza i kabury leżących obok łóżka…