porwał sen spokojny, każdy dzień zagrabił
kusił bursztynowym spojrzeniem
opętał gestem, tchnieniem
chciał zgubić moją drogę,
duszę zakuć w kajdany
trzymałam się swej drogi
choć zygzakiem się toczyła
i gdy już kompas swój zgubiłam
anioł upadły najwyższego poznał szlaki
moja czystość go olśniła
i w boskim orszaku poleciał