Łypnę tylko okiem z żalem na gniazdo
Rozwieszę mój smutek między masztami
I przyjdzie mi stanąć oko w oko z prawdą
Za burtą ślini się na mój widok Pani
Której bebech wiecznie niespełniony burczy
Jęzorami swemi bada czyśmy smaczni
Godni zaspokoić pragnienie zabójcy
Nim jednak mnie pożre zwymiotuję mózg
I jak dziecko zacznę gmerać w nim palcami
Szukając rozpaczliwie ostatnich bruzd
Fałdek mądrości co się w nim ostały
Zanim cisnę plewem Pani na pożarcie
Wyłuskam brzytwą co ciekawsze ziarno
Lecz zdziwię się srodze że oddałem Damie
Znaczne połacie mózgu za darmo
Rozsypane myśli odbite na kalce
Ugości pusta flacha po gorzałce