jego gęsta konsystencja była czysta
jak kryształ krucha
delikatna i spięta
uwaga na metalowe kule
stoją jedna na drugiej
czekając na zgubny trzepot
skrzydeł motyla w brazylijskiej głuszy
Wiktor delektuje się mrozem
zawieszając spojrzenie
jak kochanek na ciele ukochanej
wciąga ostre powietrze
kalecząc nozdrza
własną fascynacją
Wiktor waży cienką przestrzeń życia
bałwan nie powstaje
w trzaskającym mrozie
suchy śnieg nie chce współpracować
jednak giną solidarnie razem
gdy wiosna pochłania bezlitośnie
ostre kryształy bezruchu
żona Lota nie skończyła najlepiej