podsycona zapachem wspólnych być
trawię się chwilą z Tobą
która nie nadeszła
ja spragniona
zasmakowawszy mydlanej kropli ciepła
spalam się ogniem tęsknoty
którego nie wznieciłeś
ja naga
ujrzawszy rąbek sukni wyzłoconej
obrastam w pancerz
gdy ubierasz inne
ja w drodze
otulona chłodem ust Twej klamki
biegnę i cofam się w próżni
wedle Twoich znaków
ja w zatrzasku
wyszedłszy przez drzwi, które wskazałeś
testuję nowe skrzydła
na jedwabnych Twych sznurkach
ja chora
uzdrawiana balsamem Twych słów
odżywam w komunie dnia
by skonać w jednostce nocy
ja umarła
podniesiona z popiołu
grzebię się każdą myślą
stworzonym światem z Tobą
Którego nie ma
które były inaczej
które są nie będąc
których nie będzie