Czułem w nim całym sobą
Każdą ręką, nogą, zmysłem
Zgniłe powietrze zobojętnienia
Chmury wiszące nisko przy ziemi
Odgłos kruków na północy
Wszędzie szarość dnia codziennego
Och, opuszczam ten potworny świat
Udaję się z torbą pełną ubrań
Bez żadnego rodowodu
Paląc mosty przyjaźni i uczuć
Których nigdy, nigdy nie było
Kwaśny deszcz przygnębienia
Obok przechodzi ludzkie pojęcie
Świat stał się dziwnym miejscem
W którym przyszło nam.. gnić?
Wyruszam w podróż, daleką podróż
A na mej drodze kamienie milowe
Udaję się w inny świat
Gdzie wieczne świeci Słońce