Zapłakany, ale pięknie.
Dusza jego - byt ulotny
Przed tą parą tylko klęknie.
W wiarę w cuda przyodziany.
Dobrym słowem otulony.
Przekochany.
Z okiem lśniącym omodlony.
Śmiechy w trawie mu grywały,
A śpiewały płacze nocne.
Ściany całość oddawały -
Duszę, bezpieczeństwo mocne.
Ucichł nagle.
Tak, jak nagle strzał rozbrzmiewa.
Trzaski ognia dęły żagle
Śmierci, co już dogorewa.
Stoi cichy.
Zapłakany, niepotrzebny.
Czasem tylko świetlik lichy
Błyśnie dając okrzyk zwiewny.
Stoi sam.
Dach mu opada
W pożegnaniu Białych Dam
I we łzach.
Bo deszcz wciąż pada.