na biurku jak zwykle niepoukładane graty dla swojego szefa
kawa jeszcze nie zalana i ciągle ten wszak
wrzasków nie było końca
cisnęła kaloszem przez okno lecz nie udało się jej wypłoszyć starczych lokatorów
blokowiska osiedla i centra handlowe mają swoje prawa
na straży każdego z nich stoi domator skrupulatnie pilnując porządku
sekretarkom w drzwiach od przeganiania niechcianych gości schną ręce
nie ma końca zapędów seksistowskich
płaczą w swoich toaletach ścierając tusz z policzków modląc się o lepszą pracę na kolanach zbierają spinacze