dnia co grudzień poprzedza.
Zbyt jaskrawo i ciepło.
Niepojęta harmonia do której,
daj Boże nigdy już,
przyzwyczaić się, pojąć lub nawet
zaakceptować.
Więc obudziłaś śpiącego
i teraz, drży pod grubą kołdrą
ta daremność, bezsilność.
W łóżku w środku miasta.
Pisze mnóstwo miłosnych wierszy
w próżnym pośpiechu.
Wieczorem dopije herbatę,
stanie przy drzwiach
i znajdzie kolejny,
zmyślony powód, by zostać
i drżeć.