Az pewnego dnia szaleństwo, gablota pełna nowości, z siedem nowych tytułów. Serce dudniło jak zepsute przez kilka ostatnich lekcji. Po dzwonku poleciałem do domu powiedzieć mamie, ale nie zgodziła się kupić wszystkich. Czułem się zdradzony i bardzo rozgoryczony. Ale jak znikąd pojawił się tata i zgodził się na te komiksy. Niespodziewanie, bo to mama była ta dobra, a tata mniej.
Pojechaliśmy samochodem, choć mieszkaliśmy zaledwie 200 metrów dalej. W ciasnym samochodzie nas dwóch i ten dziwny sojusz. O tym, że zaszło nieporozumienie dowiedziałem się dopiero w kiosku, gdy tata kazał mi wybrać jeden. Nie wiedział, że chciałem rozbić komiksowy bank. Wymusiłem dwa, o pięć mniej niż wszystkie. Rozgoryczenie.
Zaskoczenia okazanego w tym kiosku i pewnie jakichś narzekań wstydziłem się jeszcze przez wiele lat. I to tak bardzo, że wymyślałem sobie różne wojenne sytuacje, które odtwarzałem w głowie przed snem, żeby zająć czymś myśli, bo wyrzuty sumienia nie pozwalały mi zasnąć. Aż w końcu zapomniałem. Ale na dobrą sprawę już nigdy nie pozwoliłem sobie myśleć przed snem swobodnie, bo i później zdarzało mi się zdradzić czyjąś miłość.
A teraz mi się to jakoś przypomniało i biegnę z karabinem przez dżunglę, wszyscy z mojego oddziału nie żyją, wchodzę na górkę, kładę się w krzakach i czekam z palcem na spuście, aż wszyscy przebiegną. A zanim przebiegną to proszę cię boże, niech zasnę