Osiadł na nieznanej ziemi
Zbratał się z leśną maliną
Dojrzałą poziomką i zielonym jabłkiem,
Przytulił zająca.
Pszczoły wyleciały
W pachnące ziołem łąki
Wiercąc skrzydłami
Pod pachą dźwiedzia.
Słońce pozwoliło chmurom się ogrzać
Chmury pozwoliły napić się malinom
Zając odfrunął
A dźwiedź nie
I stąd niedźwiedź.
Chytry lis z tego orła
Niedźwiedzia piecze pacha
Pacha zawiera żądło
Płacze bezżądła pszczoła.
Niedźwiedź głodny jak wilk
Samotny ten wilk jak zbity pies.
A pies z kulawą nogą szczęściarz,
stonodze kulałoby dwadzieścia pięć.
A pszczół królowa dalej wesoła.
Trutnia do siebie zalotnie woła.
Truteń leci, pszczoły będą miały dzieci.
Dzieci będą miały pszczoły,
Oj we włosach już ich dużo
Do uli za blisko się podeszło
A było to przed burzą.
Na tacy poziomki, maliny, miód podają
A jabłka na drzewie jeszcze dojrzewają.
Co ma robić biedny niedźwiedź
kiedy ciągle jest na nie?
Zaparł przeokrutnie się
I nie zmieni więcej z dania
Choćby ułamka rybeczki.
Ale spodziankę nam sprawił ten abnegat w tytule.
I pomyśleć, że to wszystko przez zająca.
Nie wiem tylko w czym ten orzeł maczał szpony?