Uderzaniem głową w dechę
Wióry pylą dziury po sękach
Siekiera przecina powietrze.
Mróz gumuje usta
Gorąco grzeje pod swetrem
Polano złupane w trzy czwarte
Smalec czeka na chlebie
Wrzątek spity w białym słońcu
Iskrzącym powieki od śniegu
Para otacza oddech
Moc krwi uwalnia uśmiech
Trójka zza szyby tańczy rękami
Głupotą wariuje zalotną
Rozrywa ciepło me serce
To Żona wychodzi w podwórze
Naręcze róż z brzozy zrzucone dla Ciebie
Pod komin czerstwego życia
Póki barki mam mocne
Możesz czuć się bezpiecznie