- mróz bezczelnie w szponach trzyma,
puścić nie chce, bo zawzięty.
Zmarzły uszy, ręce, pięty...
Do kotłowni drepce baba,
aby nieco ciepła zadać.
Już na los się chciała żalić...
Patrzy: w piecu diabeł pali..!
A Czart był to ciepłolubny,
że mróz, mawiał, dla bab zgubny.
Patrzy baba na piec stary
i przeciera okulary.
Diabeł właśnie drew podkłada,
nieci iskrę i powiada:
Babo, czynię ci przysługę,
wnet poczujesz w cieple ulgę.
Zaraz węgla w piec dorzucę
i marznięcie twoje skrócę.
Więc się nie gap, moja babo,
bo wraz oczy ci osłabną.
Ty do kuchni leć, niebogo,
zaparz kawę mocną, srogą...
Zaraz społem wypijemy.
Babie nogi wrosły w ziemię.
Wie, że z diabłem sztuczki kuse,
ale kuszą... Niby z musem
rzecze baba takie słowa:
Diable, siwa twoja głowa,
pomarszczone masz już czoło,
widać: w piekle niewesoło!
I żeś do mnie do drewutni
zwiał od czarcich w piekle kłótni.
Tu się diabeł drapie w ucho:
Co ty bredzisz tu, starucho?
Na pokutę jam tu przybył,
bo obmierzły mi już dyby,
w które mnie zamknęły biesy,
by z mych mąk móc się ucieszyć.
Teraz winy chcę okupić,
żem był zły i całkiem głupi.
I ogonem miesza w żarze,
jak kucharka w swoim garze.
Baba podstęp wietrzy diabli,
lecz znów diabeł ją przynagla,
kawy chce i komitywy,
i na sprzeciw zerka krzywo.
Baba już zachodzi w głowę,
jaką głosić diabłu mowę,
w piecu sama palić woli,
nawet sparzyć się, usmolić...
Co tu robić?! Kusa rada!
Już na koncept baba wpada!
Diable! Całkiem niedaleko
mieszka młoda wdówka. Przeto
może jej byś tam rozpalił
- jam wiekowa, zdam się na nic.
I przywykłam do palenia,
do skarg wiecznych i zrzędzenia.
Tamta wdówka jeszcze żwawa,
nie ostygnie u niej kawa...
Tak to diabła się pozbyła,
sama w piecu napaliła.
Z ulgą odetchnęła potem,
uporała się z kłopotem.
Wierzcie mi, że stara baba
wie, że gdy się z diabłem zada,
zamiast ciepła będzie gorąc
miast się ogrzać, można spłonąć.
Lepiej samej węgiel nosić,
niźli z diabłem się kokosić.