Ten co w swej powadze najwyższej o świętość zahaczał,
swoje chęci dusił. Czyż to już nie męczeństwo?
Teraz, nim wróci,
Minąć musi wiele, bezużytecznych przedmiotów.
Całe pole, niebagatelnych myśli.
Zanim tam dojdzie, będzie lekkość udawał.
Będzie stawać na palcach i szeptać mnóstwo niezrozumiałych wyrazów.
Wykrzykiwać znane hasła.
Być może, nawet uśmiech wypełźnie.
I zgasną te jasne światełka i miasto zamilknie.
Wnet otworzą się usta milczkom,
języki wyprostują i zwisać będą jak krawaty.
Noo, proszę sobie wyobrazić...
To jeszcze nie koniec.