przepaściste łany, lesiste pola;
stykające niebo z ziemią
bieszczadzkie wzgórza Warmii
ścielone siwą trawą
przepasane bielą utraconego śniegu;
z wichrowych drzew
wystawiające w niebo ceglaste wieżyce kościołów
najpiękniej
a one tym siąkną
szlaki neogotyckich świątyń
pielgrzymkami wydeptane boso-boso
z żarliwą wiarą
przez pobożny lud zaginionych
oddający cześć temu samemu Bogu
a one tym siąkną
czerwone kapliczki, schronienia Madonn
nieme świadki, bywalcy każdego rozstaju;
gdy mróz dokuczał dłoniom Napoleona
gdy wiatr okwiecał powitanie Fūhrera
gdy szlakami tymi pędził dziko, wirem
przed siebie, gnany kośnym okiem sołdata
lud zaginionych
a one tym siąkną
gdy nowi przybysze zgłodniali wojną
rozproszyli się na wyludnione pola
objęli smutne zagrody
witali nieufnie swojsko brzmiących krajanów
braci wiary i polskości;
gdy świeżą raną witali krajanów
zupełnie obcych
zdążając do tych samych kościołów
a one tym siąkną
gdy sierp orał pola młotem
bijącym zdrowe cegły bauerskich sadyb
parowozami na Warszawę,
pozostawiając zszarzałe strupy
kwadratowych pensjonatów
z nadzwyczaj wielkiej płyty,
w przestrzeni tęsknego klangoru żurawi